Nowa polska fala kompozytorska początku XXI wieku. Sylwetki – przybliżenia

Obraz polskiej muzyki ostatnich lat jest wielowymiarowy i wielowątkowy, trudno byłoby go sprowadzić do jednego mianownika. To samo dotyczy całej muzyki europejskiej, w której też takiego mianownika znaleźć nie można. Przyglądając się jednak tej muzyce – nie tylko polskiej zresztą – warto zauważyć, że już nastąpiła w niej pokoleniowa zmiana warty i coraz istotniejszą rolę odgrywają kompozytorzy urodzeni po czasie awangard ubiegłego stulecia, którzy najważniejsze rzeczy w swej twórczości wypowiedzą zapewne w stuleciu obecnym.

Warto na młodą polską scenę kompozytorską spojrzeć pod kątem ośrodków. Zacznijmy od Warszawy, gdzie wybitną rolę w kształtowaniu się średniego i młodszego pokolenia odegrał, jako profesor kompozycji, Włodzimierz Kotoński, z którego klasy wyszła bardzo liczna grupa indywidualności – od Krzysztofa Knittla, poprzez Pawła Szymańskiego i Stanisława Krupowicza, Tadeusza Wieleckiego, Hannę Kulenty i Jacka Grudnia po Pawła Mykietyna. Studiowali u niego też: Marzena Komsta, która w Paryżu, gdzie osiadła na stałe, znalazła się ze swoją muzyką w orbicie spektralistów i centrum IRCAM, a następnie rozpoczęła – jako kompozytorka-performerka – swą przygodę z transowo-improwizowaną muzyką podczas pobytów w Japonii, częściowo też (choć przede wszystkim u Szabolcsa Esztényiego) Filip Matuszewski (1979), który regularne studia kompozytorskie odbył w Hadze, autor subtelnych kaligrafii brzmieniowych, często mikrotonowych, co raczej nie wpisało go w główny nurt tej estetyki muzyki holenderskiej, którą znamy z partytur wykładających w Hadze profesorów: Louisa Andriessena i Martijna Paddinga, oraz – prywatnie – Adam Falkiewicz.

Adam Falkiewicz (1980–2007) to postać szczególna – zadebiutował publicznie ze swoimi utworami już w wieku 15 lat, a muzyka, za sprawą której dał się poznać, skłaniała do widzenia w nim następnej, po Mykietynie, całkowicie innej estetycznie, gwiazdy nowej polskiej muzyki. Jego samobójcza śmierć była wstrząsem dla środowiska muzycznego. Podobnie jak Matuszewski studiował w Hadze, następnie w paryskim IRCAM. Łącząc w swych utworach impulsy rodem ze spektralizmu Gérarda Griseya, z konceptu „nowej złożoności” Briana Ferneyhougha i z „wielopoziomowości” estetycznej muzyki holenderskiej, zaczął budować swój odrębny i wyrazisty styl kompozytorski.

Pod szyldem Warszawy z racji urodzenia i zamieszkania wypada też umieścić kolejną z wybitnych postaci polskiej nowej fali kompozytorskiej, choć mogłaby też zostać umieszczona pod krakowską flagą z racji tam odbytych studiów pod kierunkiem Krystyny Moszumańskiej-Nazar i Magdaleny Długosz – Aleksandrę Grykę (1977), na "Warszawskiej Jesieni" debiutującą utworem OXYGEN nr 369,1. Zafascynowana fizyką i science fiction, wzięła udział w niemieckim projekcie Komander Kobayashi, złożonym z kameralnych spektakli teatru muzycznego na temat sagi o futurystycznych podróżach kosmicznych, w warszawskim Teatrze Wielkim – Operze Narodowej odbyła się w 2006 roku premiera jej kolejnego spektaklu – baletu Alpha Kryonia Xe wg Stanisława Lema. Za sprawą umiłowania brzmień przemysłowych, „urbanistycznych”, poprzez łączenie dźwięku instrumentów akustycznych z elektronicznymi, niekiedy też z wideo, poprzez inspiracje s.f., przez swoisty chłód emocji, a nawet i przez nadawanie swym utworom zagadkowych tytułów-rebusów może być postrzegana jako neo-post-futurystka.

I jedna z najmłodszych postaci tej sceny, Andrzej Kwieciński (1984), prywatnie kształtowany przez Pawła Mykietyna i Hannę Kulenty, jak wielu innych wylądował na kompozytorskich studiach w Holandii. Ma – wydawać się może – ekstrawaganckie pomysły, jak utwór na brzęczyki telefonów komórkowych, lubi niekonwencjonalne zestawy instrumentalne, flirty z postmodernizmem i barokiem, zagęszczania i zapętlania dźwiękowej materii. Być może na swój sposób i zapewne inaczej, ale jakoś wchodzi obecnie w miejsce tragicznie opuszczone przez Adama Falkiewicza.

 

 Ośrodek krakowski może być postrzegany jako miejsce „dychotomiczne”, skoro w jednej uczelni profesorami kompozycji były tak skrajnie różne osobowości twórcze, jak Krzysztof Penderecki, od lat 70. ku przeszłości w swych artystycznych wyborach zwrócony, i Bogusław Schaeffer, permanentnie poszukujący dla swej muzyki nowych dróg w geście „niepoprawnego” awangardysty. To znamienne, że właśnie w Krakowie najsilniejsze twórcze osobowości młodego pokolenia nie kierują się raczej ku nowym technologiom, muzyce improwizowanej, spektralizmowi czy postmodernie, co nie znaczy jednak, by eklektycznie powielały wzorce swych profesorów, czego dowodzą utwory choćby Marcela Chyrzyńskiego (1971), studiującego u Krzysztofa Pendereckiego instrumentację, a muzykę komputerową pod kierunkiem Marka Chołoniewskiego, koncertując i na klarnecie, i na syntezatorze w zespole założonym z Markiem Chołoniewskim. Kolejną z krakowskich postaci kompozytorskich tego pokolenia jest Maciej Jabłoński (1974), autor m.in. pięciu symfonii, serii koncertów instrumentalnych, sonat i kwartetów. Kolejną postacią sceny krakowskiej jest Wojciech Widłak (1971), który na początku koncentrował się na zagadnieniach typowo warsztatowych w sensie kompozycji „akademickiej”, utrzymanej w estetyce, którą nazwać można „tradycyjną”, sięgającej technicznie po dość typowy zakres technik przetworzeniowych i polifonicznych, z wyrazistą harmoniką i rytmiką, z formalną powtarzalnością. Po roku 2000 język dźwiękowy kompozytora wyraźnie się radykalizuje pod kątem nasyconych współbrzmień, w nowy sposób traktowanego sonoryzmu oraz polifonii planów brzmieniowych, czego świetnym przykładem jest w katalogu Widłaka utwór Wziemięwzięcie na orkiestrę i organy, rekomendowany podczas przesłuchań Międzynarodowej Trybuny Kompozytorów w Paryżu w 2006 roku i umieszczony w programie koncertu inaugurującego "Warszawską Jesień" w roku 2008.

Można powiedzieć, że nadrzędnym czynnikiem u Wojciecha Widłaka jest refleksja intelektualna, znajdująca swój wyraz w skomplikowanych zabiegach konstrukcyjnych, stosowanej grze idiomów i w integracji motywicznej. Mniej więcej to samo można rzec o twórczości kolejnej z wybitnych postaci tego pokolenia, Wojciecha Ziemowita Zycha (1976). I on, jak wielu jego rówieśników, po studiach w Krakowie kontynuował je w Holandii, lecz wydaje się, że należy do tych osobowości, które – mając swe szczególnie w historii i współczesności cenione wzorce osobowe – buduje swój artystyczny świat w niezwyczajnej autonomii, wierząc przede wszystkim we własną kreatywną siłę, której niekoniecznie są potrzebne impulsy płynące z zewnątrz, choć powołuje się na kompozytorskie wzory w twórczości m.in. György Kurtága i Alfreda Sznittke. Za podsumowanie swej dotychczasowej drogi twórczej uznał monumentalną Różnię na 2 fortepiany i perkusję, której prawykonanie miało miejsce na "Warszawskiej Jesieni" w 2010, utwór niezwykle intensywny, budzący skrajne emocje i intelektualnie prowokujący.


Kierując uwagę na Wrocław, wyróżnić tu należy Sławomira Kupczaka (1979), szczególnie (choć nie tylko) za sprawą serii utworów na instrumenty i komputer po tytułem Anafory (dotychczas siedem), mniej lub bardziej ściśle wywodzących się z formalnego schematu ars oratoria, czyli sztuki przemawiania rodem ze starożytnej Grecji, gdzie pierwszym ogniwem było exordium, czyli wstęp, następnym medium, składające się z ekspozycji (partitio), tezy (narratio), dowodu (argumentatio) i odpierania zarzutów i obalania kontrargumentów (refutatio), oraz na koniec konkluzji (peroratio). Następny na tej scenie kompozytorskiej, na którą istotny wpływ miała profesor Grażyna Pstrokońska-Nawratil, to Marcin Bortnowski (1972), dla którego szczególnym szlakiem inspiracji stała się twórczość ikony „pokolenia stalowowolskiego”, w kręgu katowickim niegdyś działającego Andrzeja Krzanowskiego (1951–1990), na co wpłynął też i fakt, że Bortnowski uczył się gry na akordeonie. Na "Warszawskiej Jesieni" debiutował utworem zamówionym w ramach programu Fundacji Muzycznej im. Ernsta von Siemensa w 2001 White Angels na 13 instrumentów smyczkowych – jakby w hołdzie dla II Symfonii Andrzeja Krzanowskiego, ku pamięci którego też skierowana była zamówiona przez "Warszawską Jesień" kompozycja na akordeon i orkiestrę kameralną I już nocy nie będzie w 2010. Bortnowski łączy nutę liryczną z jasną koncepcją formy muzycznej i subtelnością kolorystycznych niuansów.

Następna warta wyróżnienia postać wrocławskiego kręgu to Paweł Hendrich (1979), kolejny absolwent klasy Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil, który przebywał na stypendium w Kolonii. Wywodzący się ze sceny rockowej kompozytor z racji swych młodzieńczych fascynacji bynajmniej nie kieruje się w kierunku mody na cross-over, lecz z pasją badacza zdaje się penetrować pola manewru w rozwoju zaawansowanej moderny, w swych utworach dając kolejne studia możliwości przekraczania dotychczasowych granic technicznych i estetycznych.

 

Ze względu na miejsce studiów do ośrodka poznańskiego należy przypisać Dobromiłę Jaskot (1981), choć po studiach związała się z Akademią Muzyczną w Bydgoszczy, gdzie wykłada, organizuje konferencje i festiwale, uczestniczy w realizacji projektów przestrzenno-multimedialnych. Można powiedzieć, że jest to twórczość introwertyczna, emocjonalna, kontemplacyjna, zanurzona w tradycji dalekowschodniej. Na inny, niż Hanna Kulenty, sposób realizuje koncepcję muzyki transowej, mającej swe źródła gdzieś między muzyką Giacinto Scelsiego i Gérarda Griseya. Uprawianie kompozycji zdaje się być dla Jaskot działaniem magicznym, ukierunkowanym ku ideom metafizycznym, co czyni z niej twórcę bardzo odmiennego w panoramie nowej polskiej muzyki.

 

Kolejną wyróżniającą się postacią sceny poznańskiej jest Tomasz Praszczałek (1981), także pianista i krytyk muzyczny. Po studiach pod kierunkiem Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil (prowadzącej klasy kompozycji we Wrocławiu i Poznaniu) przebywał na stypendium w Kolonii, kształcąc się pod kierunkiem Yorka Höllera i niejako przejmując od niemieckiego kompozytora jego system, z którego wynikają bardzo konkretne jakości estetyczne i wyrazowe, dotyczące zarówno układów interwałowych, jak i harmonicznych. W lutym 2011 w Poznaniu odbyła się premiera jego drugiej opery – Ofelii, sytuując Prasquala (pod tym pseudonimem występuje) w gronie szczególnie aktywnych młodych twórców współczesnego teatru operowego.

 

Pora na Katowice, ośrodek sławny za sprawą takich choćby osobowości, jak niegdyś Bolesław Szabelski, potem Henryk Mikołaj Górecki i Wojciech Kilar oraz trzech rówieśników z 1951 roku, tworzących „pokolenie stalowowolskie” – Andrzeja Krzanowskiego, Eugeniusza Knapika (przez sześć lat, do 2008, rektora tamtejszej Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego) i Aleksandra Lasonia. Wśród katowickich osobowości kompozytorskich wymienić należy m.in. Jarosława Mamczarskiego, autora utworów elektroakustycznych i szczególnie multimedialnych z zastosowaniem partii wideo; Jarosława Chełmeckiego (1978), silnie zakorzenionego w tradycyjnym i „akademickim” stylu myślenia muzycznego, z którym ostatnio (dwa niepowiązane w dyptyk Madrygały) podejmuje intensywną i ciekawą grę o posmaku postmodernistycznym. Swoistą rezerwę w stosunku do myślenia progresywnego, modnych ostatnio w młodym pokoleniu polskim inspiracji spektralizmem oraz do sięgania po nowe technologie wykazuje Aleksander Nowak (1979). Estetyczną sensacją na drugiej edycji festiwalu "Aksamitna Kurtyna", odbywającego się w październiku 2006 we Lwowie, stało się prawykonanie jego Fiddler’s Green and White Savannas Never More na orkiestrę kameralną i głosy męskie z szantami autorstwa Johna Connolly’ego, rodzaj refleksji na temat morskiej podróży kompozytora ku biegunowi północnemu; utrzymana w ivesowskim tonie, a intrygująca w swym czysto smyczkowym brzmieniu kompozycja Last Days of Wanda B., utwór z 2007 roku, znalazła się na liście siedmiu nominowanych do nagrody polskich mediów publicznych Opus w 2008 roku i stała się debiutem Aleksandra Nowaka na "Warszawskiej Jesieni". Nowak, absolwent katowickiej akademii w klasie kompozycji Aleksandra Lasonia, w 2008 roku z wyróżnieniem ukończył podyplomowe studia u Steve’a Rouse’a na Uniwersytecie w Louisville, z którym Akademia Muzyczna w Katowicach ściśle współpracuje. Ma już na swym koncie utwory pisane m.in. dla zespołu London Sinfonietta, operę kameralną, koncert fortepianowy, utwór dla zespołu Cellonet i kompozycję obowiązkową na Międzynarodowy Konkurs Wiolonczelowy im. Witolda Lutosławskiego w roku 2011.

Intrygujący w zakresie swych artystycznych poszukiwań jest Krzysztof Wołek (1976), który po ukończeniu studiów w Akademii Muzycznej w Katowicach kontynuował je w University of Chicago, gdzie zaproponowano mu kierowanie Studiem Muzyki Komputerowej, a obecnie związał się jako profesor kompozycji i dyrektor studiów muzyki elektroakustycznej z University of  Louisville. W swych utworach preferuje łączenie instrumentów z technologią komputerową oraz z komputerowymi projekcjami wideo. Kolejną postacią z katowickiego kręgu się wywodzącą jest Dagmara Jack (1984), która w wieku 13 lat podjęła studia kompozytorskie u Aleksandra Lasonia, a w 2001 roku rozpoczęła studia w Bazylei u Hanspetera Kyburza, następnie u Enno Poppe w Berlinie.

Czy tylko do tych postaci w wyróżnionych wyżej ośrodkach sprowadza się obraz kompozytorskiej aktywności młodego polskiego pokolenia? Bezwzględnie nie. Gdyby jednak ten opis kontynuować i rozszerzać, powstałaby nazbyt obszerna monografia. W nowej polskiej fali kompozytorskiej zaistniało w znaczący sposób przynajmniej kolejnych 20 nazwisk, tu nie wymienionych. Swą grę o prestiż w tym pejzażu w istotny sposób podjęły też ośrodki w Gdańsku i Łodzi, tu nie sportretowane, choć bardzo warte uwagi.

fragment tekstu: Andrzej Chłopecki Twórca, czyli wytwórca wartości kultury muzycznej,
w: Raport o stanie muzyki polskiej, Warszawa 2011

 

Kategorie

Muzyka klasyczna