Muzyka w filmach polskich z roku 2013

W 2013 roku swoją premierę kinową miało 47 pełnych polskich metraży (wliczając dokumenty i koprodukcje), przy czym magiczny próg miliona przekroczyły dwa tytuły – Drogówka (reż. Wojtek Smarzowski, muz. Mikołaj Trzaska) i Wałęsa. Człowiek z nadziei (reż. Andrzej Wajda, muz. Paweł Mykietyn i Adam Walicki) – symboliczny pojedynek o rząd dusz pomiędzy narodu piewcą a jego krytykiem i prześmiewcą. Muzyki jednak w obu tytułach dość mało: dosłownie jedna jazzowa fraza od stałego współpracownika „Smarzola” oraz liczne piosenki buntu z lat 80. (KSU, Dezerter, Daab) w obliczu jednego prostego motywu w kilku wariantach od najbardziej wziętego polskiego kompozytora. Bank nagród rozbił natomiast Jan Kanty Pawluśkiewicz za Papuszę (reż. Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze), tryumfując zarówno w Gdyni, jak i na „Orłach” – dość rzadka sytuacja, choć warto zaznaczyć, że trzy utwory użyte w filmie pochodzą z wcześniejszej kantaty Harfy Papuszy (1994).

Dobrze się dzieje w dziedzinie festiwali. „Transatlantyk” odbył się w Poznaniu między 2 a 9 sierpnia, w Film Music Competition pierwsze miejsce zajął Xiaotan Shi z Wielkiej Brytanii (Polak Łukasz Pieprzyk z III lokatą), zaś Instant Composition Contest wygrał Aleksander Dębicz (na III miejscu Radosław Mateja). Festiwal Muzyki Filmowej miał miejsce między 25 a 28 września w Krakowie. Gwiazdą był Alberto Iglesias, stały współpracownik Pedro Almodovara, którego utwory zagrała Orkiestra AUKSO wraz z Carlosem Meną, Agatą Szymczewską i Carlosem Meną. Oddzielne koncerty poświęcono filmom Matrix (pokaz z muzyką na żywo), Jaskinia zapomnianych snów (występ Ernsta Reijsegera) oraz Dreamland (altówka, wiola da gama i elektronika), zaś na Wielkiej Gali Muzyki Filmowej aż 10 kompozytorów świętowało 10-lecie RMF Classic, organizatora festiwalu (w tym Michał Lorenc, Jan A. P. Kaczmarek i Abel Korzeniowski).

Tym razem chciałbym się w tekście skupić się na kilkunastu wybranych tytułach, podkreślając raczej pewne tendencje i typowe zjawiska. To po pierwsze, coraz częstsze powierzanie ścieżek dźwiękowych zagranicznym twórcom. W Sępie reżyser Eugeniusz Korin zdecydował się na użycie kawałków modnego rockowego duetu Archive z Anglii, by nadać światowego powiewu jego próbie przeniesienia na polski grunt konwencji global conspiracy thriller. I choć muzyka brzmi na ekranie świetnie, napędzając akcję, to psychologii bohaterów pomóc nie mogła. Skandynawskie klimaty wybrał z kolei autor najczęściej nagradzanego filmu sezonu, którego zagraniczna widownia wielokrotnie przekroczyła polską – Ida (reż. Paweł Pawlikowski, muz. Kristian Eidnes Andersen). Minimalistyczne wiolonczelowe impresje znakomicie współgrają z czarno-białymi kadrami, a w klimat lat 60. wprowadzają jazzowe (Coltrane) i bigbitowe (m.in. Rudy rydz) szlagiery grane przez zespół na prowincji (saksofon, fortepian, bas i perkusja). Wreszcie warto wspomnieć ponowną (po Generale Nilu) współpracę reżysera Ryszarda Bugajskiego z trębaczem i kompozytorem Shanem Harveyem przy Układzie zamkniętym, którego ścieżka dźwiękowa nosi wyraźne piętno jazzu.

W dobrej formie pozostają weterani. Wspomniany Jan Kanty Pawluśkiewicz nawiązał bardzo udanie do romskiej stylistyki w Papuszy Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze. Muzykę wykonał zespół Romani Bacht w składzie klarnet-gitara-akordeon-harfa-perkusja-skrzypce-altówka-kontrabas. Pełni ona istotną rolę w fabule filmu w licznych scenach muzykowania, ale także komentuje przepięknie fotografowany pejzaż, wyrażając tęsknotę za bezpowrotnie utraconym światem. Jan A. P. Kaczmarek dał się skusić na kontrowersyjną względem patriotycznej wizji historii Tajemnicę Westerplatte (reż. Paweł Chochlew). Skomponował ścieżkę zręcznie balansującą między symfoniczną tradycją a elektronicznymi efektami – w pamięć zapada zwłaszcza wiolonczelowa kantylena oraz subtelna barwowo uwertura do zdjęć kronikalnych. Krzesimir Dębski znów dobrze poczuł się w ulubionych wschodnich nastrojach przy pracy nad Syberiadą polską (reż. Janusz Zaorski), choć tu zabrakło może powiewu nowszych inspiracji.

W średnim pokoleniu szczególnie trzech twórców zaliczyło udany rok pracy dla kina. To wspomniany już Mykietyn, który nie tylko kontynuuje współpracę z Wajdą (Tatarak – Wałęsa), ale i stał się niemal etatowym kompozytorem Małgorzaty Szumowskiej (Ono – 33 sceny z życia – W imię...). W tym ostatnim filmie jego repetytywne, obsesyjnie zapętlone frazy towarzyszą skrywanym namiętnościom głównego bohatera-księdza. Uzupełniają je wstawki Adama Walickiego, jednak najmocniejszej scenie w filmie – procesji przez łany zboża – towarzyszy brytyjski przebój Band of Horses: The Funeral. W roku 2013 w polskich filmach dało się także zauważyć (a raczej usłyszeć) Mateusza Pospieszalskiego. W ramach zespołu Drum Freaks wystąpił na ścieżce dźwiękowej Sierpniowego nieba. 63 dni chwały (reż. Ireneusz Dobrowolski), a sam zagrał i skomponował muzykę do Mojego bieguna (reż. Marcin Głowacki). Ten dramat prosto z życia o chłopcu rażonym piorunem i jego długiej rehabilitacji został zilustrowany motorycznymi i jazzującymi pasażami na gitarę, klawisze, perkusję i kwartet smyczkowy. Najbardziej napracował się jednak w minionym roku Bartosz Chajdecki, kompozytor krakowski z rocznika 1980, lider B.A.Ch Film Ensamble, który wypłynął na fali Czasu honoru. Debiutował na dużym ekranie w Baczyńskim (reż. Kordian Piwowarski), niedługo potem skomponował i współwykonał muzykę w Chce się żyć (reż. Maciej Pieprzyca) oraz AmbaSSadzie (reż. Juliusz Machulski), a za chwilę posłuchamy go w Powstaniu warszawskim (reż. Jan Komasa).

Jeśli weźmiemy na warsztat właśnie Chce się żyć, to od razu widać, że mamy do czynienia z bardzo zdolnym i elastycznym twórcą. Stylistycznie blisko tu do repetytywizmu Yanna Tiersena i jego Amelii, ale aranżacji i melodyce nie sposób nic zarzucić. Ostinatowy temat pierwszy na smyczki rywalizuje z gwizdanym drugim oraz motywem trzecim: arpeggiami na fortepianie i pizzicatach kwartetu. Muzyka wychodzi na plan pierwszy w scenie tańca wolontariuszki dla sparaliżowanego głównego bohatera, a ogólnie wnosi nadzieję do trudnego tematu, podobnie jak w Moim biegunie. Warto porównać ścieżkę dźwiękową Chce się żyć z jakąś przeciętną jak na rok 2013 produkcją, weźmy Być jak Kazimierz Deyna (reż. Anna Wieczur-Bluszcz, muz. Łukasz Matuszyk, wyk. Żona Lota). W tym filmie o dojrzewaniu w schyłkowej komunie i raczkującym kapitalizmie muzyka pełni właściwie rolę montażowego kleju w postaci kilkutaktowych przerywników, z wyróżnionym akordeonem. Więcej znaczenia zyskuje tylko w scenie inicjacji seksualnej bohatera i jego ślubu (czy to przypadek?).

;

Może dlatego wielu twórców polskiego kina artystycznego coraz bardziej wsłuchuje się w europejskie trendy w dziedzinie użycia muzyki i dźwięku. A jednym z wiodących jest zdecydowanie ograniczenie tej pierwszej (zwłaszcza w wydaniu pozakadrowym) na rzecz tego drugiego – lub takie z nim stopienie poprzez umiejętny sound design, że nie stanowi ona wyodrębnionego, obcego względem ekranowej akcji czynnika. To słychać szczególnie w Płynących wieżowcach (reż. Tomasz Wasilewskim, muz. Baasch) czy Nieulotnych (reż. Jacek Borcuch, muz. Daniel Bloom). W pierwszym filmie odgłosy środowiska miejskiego lub wodnego (bohater zawodowo trenuje pływanie) przechodzą płynnie w ambientowe, elektroniczne brzmienia (jazdy samochodem w garażu czy na towarowym pociągu). W drugim kontrast między dwoma połówkami – rozświetlonym hiszpańskim latem a ponurą polską jesienią – podbity jest także poprzez różnicę między naturalnym a sztucznym pejzażem dźwiękowym (cykady a miasto).

Wreszcie na koniec warto dostrzec coraz istotniejszy udział offowych, poszukujących muzyków w polskich filmach. To przede wszystkim wokalistka i filozofka Joanna Halszka Sokołowska, która skomponowała soundtrack do Dziewczyny z szafy (reż. Bodo Kox) – szkoda, że tak oszczędnie, gdyż psychodeliczne sekwencje wewnętrznego świata bohaterów aż prosiły się o rozwinięcie, także dźwiękowe. To także człowiek-orkiestra, czyli wokalistka, gitarzystka, poetka i obecnie także reżyserka Maria Sadowska, debiutująca ostatnio Dniem kobiet, w którym rozbrzmiewa parę jej piosenek. To wreszcie, choć trochę z innych przyczyn i w innym kontekście, legendarny trójmiejski zespół jassowy, który stał się zbiorowym bohaterem dokumentu Miłość (reż. Filip Dzierżawski). Ten film, pokazując jak wybitni muzycy po przejściach próbują jeszcze raz znów się zejść, staje się analizą mechanizmów rządzących światem improwizacji. Staje też dumnie w szeregu interesujących polskich dokumentów o muzyce, jakie powstały na przestrzeni ostatnich dwóch lat.

Mam na myśli przede wszystkim: krótkometrażową, egzystencjalną Samotność dźwięku o Tomaszu Sikorskim (reż. Jacek Piotr Bławut, 2012), hagiograficzne i natchnione Credo o Wojciechu Kilarze (reż. Violetta Rotter-Kozera, 2012), pełen interesujących archiwaliów  Granatowy zeszyt o Witoldzie Lutosławskim z narracją Leszka Możdżera (reż. Natasza Ziółkowska-Kurczuk, 2013), solidny kronikarsko i ekspercko Człowiek czynu, sukcesu i sławy o Ignacym Paderewskim (reż. Wiesław Dąbrowski, 2013) i Kilka pytań o słyszenie świata (reż. Maja Baczyńska, 2013). Ten ostatni dokument, współprodukowany przez Intytut Muzyki i Tańca, poświęcony został najmłodszej generacji kompozytorów (Tomasz Opałka, Paweł Przezwański, Paweł Pudło i Kamil Staszowski) i jest kolejnym w serii filmów współzałożonej przez reżyserkę grupy MuDo (Music Documentaries) z bardzo ambitnymi planami rozwoju. Ten rozkwit dokumentu muzycznego cieszy tym bardziej, że nie zawsze związany jest z odgórnymi zamówieniami i rocznicami, lecz wynika z autentycznej potrzeby młodych twórców (Baczyńska, Bławut).

 Jan Topolski Muzyka w filmach polskich z roku 2013
w: Muzyka polska 2013. Raport roczny, Warszawa 2014

Kategorie

Edukacja muzyczna Muzyka klasyczna